Jako, że jestem fanką Prince'a to ten film jest dla mnie arcydziełem. Bardzo dużo muzyki i to ona jest najważniejsza, więc jak ktoś fanem księcia nie jest to trudno mu będzie wytrzymać do końca, bo film raczej prosty, rywalizacja 2 zespołów, niewiele dialogów. Ale mnie od pierwszych minut oczarowała postać Prince'a, właśnie dlatego, że nikogo nie grał, był po prostu sobą, a on jest bardzo specyficzny, zarozumiały, wyniosły, bezkompromisowy z ogromnym ego, sam siebie uważa za bóstwo. Jego miny, jego gesty, sposób poruszania się, taniec po prostu nie wiem jak można go nie kochać, nie mogłam przestać się uśmiechać patrząc na niego. Bardziej odbierałam ten film jak koncert i zazdroszczę wszystkim statystom będących tam w charakterze słuchaczy, boska robota.