Chciałbym dodać, że ten film burzy wszystkie schematy na temat obcych w filmach. Wszędzie obcy rozmawiają po angielsku-tutaj bohater uczy obcego własnego języka, wszędzie widnieją zielone ludziki-tutaj mamy kosmite z zupełnie innego świata. Genialne, dopracowane pod każdym względem :]
Przeczytaj opowiadanie Longyeara, zobaczysz ile spieprzono i jak genialne dzieło mogło powstać. A tak mamy znowu schemat o nawracającym się na współczucie oficerze kawalerii, który w zwalczanych Indianach zaczyna dostrzegać ich szlachetność i fascynującą kulturę.
Nie wiem nie czytałem, ale zajebistość książki nie czyni od razu filmu słabym.. Według mnie trochę przesadzasz, ale każdy ma swoje zdanie ;p
Zgadzam się z Tobą... kocham filmy Sci-Fi, a ten jest jednym z moich ulubionych :). Niesamowity klimat :).
Rozumiem, że jak się ma 40 lat i obejrzało to mając lat 5, to siła nostalgii jest bardzo mocna, ale nazwać to "jednym z najlepszych sci-fi w historii" to może tylko ktoś, kto poza tym widział bardzo niewiele. Przypadkowa planetka pośrodku niczego ma, bardzo wygodnie, super warunki do życia tak dla ludzi jak i obcych. Ale w sumie nic dziwnego, skoro ludzie i "obcy" niczym się nie różnią. Dzielimy nie tylko fizjologię (oddychamy tym samym, jemy to samo, leczymy się tak samo) ale i psychologię (takie same emocje, ten sam sposób komunikacji i zapisu, takie same wzorce kulturowe), więc ludź i drax mogą w tydzień zostać kumplami na dobre i na złe. Och zapomniałem, dla minimalnej iluzji obcości draksowie śmiesznie gulgotają. Rzeczywiście, sci że hej.