Czy tylko ja jestem niesamowicie zawiedziony jego postacią? Chodzi mi o to że wcześniej w opowieściach był kreowany na wielkiego czarodzieja, niemalże na poziomie Voldemorta i Dumbledora a tutaj co dostaliśmy? Pierw walczy jak równy z równym z tą Goldstein a potem daje się dość łatwo schwytać...
Dużo więcej sensu dla mnie by miało gdyby okazało się że to tylko jakiś jego "sługus", nie on sam... Nie wiem po prostu mam takie odczucie jak gdyby w jakiejś części powiedzmy Remus i Artur Weasley poradzili sobie z Voldemortem - absurd.
Ale ich walka ostateczna odbyła się w 1945 roku a akcja Fantastycznych zwierząt działa się w 1926.r.
Mnie męczy co innego. Fakt, dał się łatwo złapać, ale ta postać dla mnie jest na wstępie całkowicie przegrana. Litości! Czemu Depp! Uwielbiam go, ale nie może grać w każdej większej produkcji filmowej, która ma kilka części. Jego twarz jest tak charakterystyczną, że będzie mi się kojarzył jedynie z piratami, Nożycorękim itp. Na miejscu Farrella też mógłby być ktoś inny. Zbyt charakterystyczne twarze z innych bardzo znanych filmów. Jestem zawiedziona. Mój obraz tego magicznego świata został zaburzony.
Też wolałem żeby okazało się że to zwolennik Grindelwalda albo że popiera jego idee.A tu motyw jak ze Scooby-Doo.
Wyobrażałem sobie Grindewalda jako łysego, z lekko paskudną facjatą czarodzieja, którego widok budziłby grozę. A dostałem lekko zmodyfikowanego kapelusznika z Alicji.
Jako młodzieniec był wysoki przystojny i czarujący, więc nie rozumiem twojego wyobrażenia.
1. Opozycja rośnie na sile, gdy jej przywódca siedzi w więzieniu ze względu na poglądy.
2. Dał się zaskoczyć. Voldek także, zabijając Pottera.
W dodatku Johnny Depp? Serio? -.- Wystylizowali go jak na kolejnego Kapelusznika. To nie pasowało do jego postaci.
Według mnie jego siła była w sam raz, może nawet trochę przesadzona... W końcu niemal pokonał kilku(kilkunastu?) aurorów jednego z potężniejszych magicznych państw. Przegrał z powodu "niedocenianego zwierzątka", co w sumie jest klasycznym motywem w tego rodzaju opowieściach (Frodo, Neville itd.). Było widać jego potęgę i że nikt nie może mu się równać, waliło w niego wielu, nie wyglądało to jednak jakoś spektakularnie bo nie było mu równego. Przypominało to jednak trochę scenę z Vaderem w Łotrze 1.
W sumie to Wy chcielibyście aby jak był silny? Aby rozwalał wszystko jak leci? Kolejny superwyspasiony koks których pełno w filmach z USA? Ja myślę, że wyszło właśnie świetnie, pokazano że jest silny, ale to nie znaczy że sam weźmie na klatę nie wiadomo ilu wrogów. Musi być zachowany jakiś balans albo dostaniemy historię w stylu DragonBall w którym każdy kolejny wróg musi być silniejszy ileś razy od poprzedniego. Tak jak zresztą zrobili w Star Wars 7 dając silniejszą gwiazdę śmierci, silniejszego złego itd. Ale to do niczego dobrego nie prowadzi tylko psuje uniwersum. A w świecie Harrego jak widać dobrze się dzieje i uniwersum dzięki temu zachowuje potencjał na wielu innych wrogów przy których nie będzie trzeba wymyślać nie wiadomo jak wielkiej mocy aby widzowie mogli poczuć jego siłę. Pokonanie samemu kilku najlepszych czarodziejów specjalizujących się w walce z mrocznymi siłami to nie byle co. No i przecież jeszcze nie osiągnął pewnie pełni mocy. Voldemort zresztą też przecież nie rozwalił Zakonu Feniksa machnięciem różdżki, tak samo jak Dumbledor nie kosił Śmiercożerców jak leci.
Co jednak może słusznie dziwić to czemu nie wygrał łatwo z tamtą kobietą. Może będzie to jeszcze wyjaśnione. Mi to już w trakcie wyglądało jakby się trochę z nią bawił i używaj tylko tyle mocy ile trzeba było. Inna opcja jaka mi się nasuwa to że nie chciał jej skrzywdzić bo wiedział że może mu się przydać aby uspokoić chłopaka, co też w końcu zrobiła. A przecież to właśnie o tego chłopaka chodziło i nawet jeżeli Grindelwald mógł rozwalić czarodziejów USA od środka to to nie był jego cel.
Jest jeszcze pytanie o potęgę głównego bohatera. Myślę że jest bardzo potężny, co widać w filmie, choć oczywiście równie dobrze twórcy mogą powiedzieć że nam się wydawało i tak naprawdę to leszcz z niego ;) . Jego siła moim zdaniem mogłaby nawet dorównywać tej Dumbledora czy Grindelwalda, nawet w końcu są aluzje że pochodził z "potężnej" rodziny. Tyle że z racji swojego charakteru trzyma się z boku i tyle, to w sumie też jest nierzadko spotykany motyw, choćby Radagast przy Gandalfie i Sarumanie. Ot po prostu wykorzystuje swoją potęgę do innych celów, co jednak nie znaczy że nie mógłby robić kolorowego pif paf mierząc się z największymi.
Jest jeszcze jedna zalosna rzecz. Skoro Grindenwald wcielil sie w jakiegos innego czarodzieja to jak mozliwe, ze ta postac od razu byla wysoko postawionym aurorem? Przeciez na aurorow byle kogo nie biora. Powinien byc chyba obserwowany od dziecka? Miec klarowny zyciorys itd. Przynajmniej tak to bylo prezentowane w serii o HP.
A tu dopiero co naglowki europejskich gazet o wybrykach Grindenwalda i lada moment okazuje sie, ze jest on juz w NYC i to w zaawansowanej infiltracji tamtejszych aurorow. Jak dla mnie strasznie slabo z logika w calej fabule.
Wcielił się w tego gościa jak ten gość już był tym aurorem. Tak ciężko się domyślić?
Ja stanę w obronie tej sceny. Tłum do aurorów atakował Gravesa, a on dalej szedł naprzód i został złapany dopiero przez Newta i jego sztuczki. Według mnie ten zabieg miał właśnie pokazać moc magicznych stworzeń, które były niedoceniane lub nierozumiane dopóki Scammander nie zmienił podejścia czarodziejów. Poza tym wiadomo, że Grindelwald musiał później uciec, więc ta scena nie ma takiego dużego znaczenia.
Bo mowa była o jego postaci w szczycie potęgi. Tutaj ewidentnie dopiero zaczyna swoją karierę jako złoczyńcy i zapewne dopiero dojdzie do mistrzowskiego poziomu którego to tak miał sie bać nawet sam Voldemort. Poczekajmy ma być przecież 5 częsci nie ? a pewnie więcej zrobią jak popularne będzie xD
Też uważam, że Depp nie pasuje, to już jest śmieszne że gra wszystkich świrów w Hollywood. Wolałbym żeby Farrell grał Grindelwalda, przynajmniej wtedy ta postać nabrała by większej powagi, a nie była kolejnym świrniętym czarnym charakterem
Dokładnie Jak Grindewald mugł być tkai słaby wpojedynakch z drugoi a naewet trzecioligowymi czarodziejmai tego nie wiem xd. Zdecydowanie lepszy byłby zabieg gdyby Grapes był poplecznikiem sami wiemy kogo-Grindenwalda. Przez to reazlizm na koniec filmu uległ drastycznemu pogorszeniu.